Damian Droszcz – aktor, absolwent Akademii Teatru Alternatywnego, absolwent Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu (oligofrenopedagogika i edukacja dorosłych), pedagog teatru, moderator, aktor teatralny. Współpracuje z Kujawsko-Pomorskim Teatrem Muzycznym w Toruniu, Teatrem Lalek „Zaczarowany Świat” w Toruniu, Teatrem Rysunkowym Jaworski. Od 2009 r. prowadzi amatorską grupę teatralną osób niepełnosprawnych, uzależnionych i wolontariuszy – Teatr Jestem. Laureat nagrody Prezydenta Miasta Torunia za działalność w sferze kultury, promowanie działań teatralnych wśród osób niepełnosprawnych i młodzieży szkolnej (2011).

Czy pisząc, reżyserując spektakle ważniejsze jest dla Ciebie, żeby one lepiej działały na samego aktora, czy myślisz bardziej o widzu?

Najpierw skupiam się na aktorach, później skupiam się na widzu, ale punktem wyjściowym jest zawsze aktor. Sam nim jestem, bo gram też na scenie, mam swój monodram, gram w Teatrze Muzycznym w Toruniu i to co mnie najbardziej boli, to jak reżyser nie daje aktorowi żadnego fundamentu. Wtedy kroczysz po scenie jak po bagnie i boisz się, że w każdym momencie możesz się zapaść. Dla mnie najważniejsze jest, żeby wypuścić aktora na pewny, stały grunt. Muszę dodać mu na tyle pewności, żeby poradził sobie na scenie, nawet jeżeli zapomni tekstu.

W teatrze profesjonalnym aktora się traktuje jako przedmiot. W teatrze amatorskim musisz traktować go jako podmiot. Trzeba być czujnym i trzeba mieć tą nadwrażliwość. Ja na szczęście ją mam i staram się z niej często korzystać.

Teatr uspołecznia, uczy radzenia sobie z emocjami. Chodzi o to żeby dać komuś narzędzia, które sprawią że każdy człowiek – niezależnie czy pełnosprawny, czy niepełnosprawny, zamknięty w sobie czy ekstrawertyk – wejdzie na scenę i odegra swoją postać tak jak potrafi, tak jak czuje. To jest największa siła teatru, kiedy masz w sobie tyle odwagi, żeby wyjść na scenę i opowiedzieć historię. Oczywiście jesteś ubrany w kostium, w jakąś formę, schowany za czymś ale jesteś na scenie i opowiadasz coś obcym ludziom. Zawsze mówię swoim aktorom, którzy mają tremę, denerwują się przed spektaklem, że to jest normalne, że chyba trzeba nie mieć świadomości, żeby się nie bać.

kiedy już kurtyna opada, te endorfiny, ta radość, tego nie zastąpisz niczym


Czy mógłbyś przytoczyć jakąś sytuację, w której widziałeś, że granie w teatrze ma pozytywny wpływ na życie ludzi?

Zdarzają się czarodziejskie momenty, jak np. ojciec ze sceny opowiada córce o swojej przeszłości, o swojej bardzo trudnej historii. Albo kiedy na spektakl przyjdzie ktoś z rodziny aktorów i widać dumę w jego oczach. To są takie najpiękniejsze chwile. I ten koniec kiedy już kurtyna opada, te endorfiny, ta radość, tego nie zastąpisz niczym. Nie ma takiego leku, którym dałoby się to wywołać. Po prostu te twarze, te uśmiechy, ta radość jest nie do opisania.

Jakie masz marzenia i plany na przyszłość związane z teatrem?

Chciałbym żeby było więcej festiwali w Polsce. Na nich odkrywam nasz zespół na nowo, w nowych warunkach, na nowej scenie. Z Teatrem Jestem objechaliśmy już trochę świata. Byliśmy w Czechach, w Rumunii, w Czarnogórze, w Kanadzie. Bycie w drodze, inne wyżywienie, inni ludzie, inny język, inna kultura – to jest jest dopiero terapia i to dla wszystkich.

Nie grałem w Teatrze Nowym w Łodzi, a moi aktorzy mogą już sobie wpisać w cv – grałem na scenie Dejmka! Powiedz mi, który aktor nie ma takiego marzenia! Moi aktorzy mają już w Toruniu wszystkie sceny ograne, teraz jeszcze Polska. No ludzie, zazdroszczę im!