Rozmowa z pracowniczkami Fundacji Leny Grochowskiej, dyrektorką oddziału w Łochowie Sylwią Szelest, instruktorkami pracowni ceramicznej w Siedlcach Małgorzatą Rek i Anną Łęczycką oraz pracownicą pracowni ceramicznej w Siedlcach – Dorotą Filipiuk.

Fundacja Leny Grochowskiej – organizacja powstała w 2014 roku w ramach Grupy Arche. Jej celem jest m.in. pomoc osobom niepełnosprawnym intelektualnie poprzez zatrudnienie w Warsztacie Rękodzieła Artystycznego. Pod marką „toMy” kilkadziesiąt osób z niepełnosprawnością intelektualną, zespołem Downa, Aspergera czy autyzmem tworzy niepowtarzalną ceramikę, dekoracje wnętrz, obrazy, autorskie torby i t-shirty oraz rzeźbę. W pracowniach cukierniczych powstają ciasta i ciasteczka oraz tradycyjny chleb na zakwasie. Fundacja posiada już dwa oddziały – w Łochowie i Warszawie. Wkrótce utworzone zostaną kolejne – w Gdańsku i Żninie. Założycielką Fundacji jest malarka Lena Grochowska.

Czym zajmuje się Fundacja i jaką rolę odgrywa w jej działalności arteterapia?

Sylwia Szelest, Łochów: Fundacja zajmuje się m.in. wsparciem osób z niepełnosprawnością intelektualną. Praca, którą podejmują w naszych pracowniach rzemieślniczych i artystycznych osoby niepełnosprawne, pomaga im włączyć się do życia zawodowego i społecznego, z którego są często wykluczeni. W pracowniach tych tworzą niepowtarzalne rękodzieło. Arteterapia jest w naszej pracy wartością dodaną. Dzięki zatrudnieniu osoby te czują się potrzebne i docenione. Często jest tak, że na początku współpracy nie wierzą we własne możliwości i umiejętności. Niejednokrotnie jest to dla nich pierwszy w życiu kontakt z gliną czy pędzlem. Czas i poświęcona im uwaga sprawiają, że odkrywają własne talenty i zdolności artystyczne.

razem uzupełniają się i mogą więcej


Jak to wygląda w praktyce?

Sylwia: Nie mamy określonych wymagań dotyczących umiejętności i doświadczenia pracowników. Zdarza się, że po stronie osób z niepełnosprawnością jest obawa czy niechęć związana z nowym miejscem i zajęciem. Dla wielu z tych osób jest to pierwsza w życiu praca. Dlatego też dajemy sobie nawzajem czas na poznanie – okres stażu wynosi dwa, trzy miesiące. W tym czasie uczymy ich fachu oraz zasad pracy. Poznają proces powstawania wyrobów ceramicznych – metody lepienia z gliny, formowanie, ozdabianie czy szkliwienie. Poziom trudności dopasowujemy do ich predyspozycji. Ważna jest tu współpraca, bo każdy z naszych pracowników ma różne ograniczenia, związane z niepełnosprawnością.  Razem uzupełniają się i mogą więcej. Dla przykładu, Mariusz swoją pracę wykonuje wolno, ale bardzo dokładnie – świetnie sprawdza się m.in. w wyrabianiu i  wałkowaniu gliny. Monika i Klaudia lepiej radzą sobie z formowaniem i lepieniem elementów. Wspólnie tworzą zgrany team. Te kilka miesięcy buduje w nich pewność siebie, otwiera ich na nowe doświadczenia. Na tym etapie już wiedzą, że nie trzeba być wykształconym specjalistą, wystarczy tylko chcieć.

Jakie zmiany zauważacie w ludziach, którzy z Wami pracują?

Sylwia: Zmiany, jakie zachodzą w naszych pracownikach z niepełnosprawnością, są widoczne gołym okiem – są to pewne siebie osoby, samodzielne i dowartościowane. I choć nie wszystkie są świadome wartości pieniądza to sam fakt, że partycypują w kosztach utrzymania domu, podnosi ich samoocenę. Nie zapomnę, jak Mateusz po pierwszym tygodniu swojego stażu odebrał telefon i z dumą powiedział: „nie mogę rozmawiać, jestem w pracy”. Takie sytuacje najlepiej świadczą o ich zadowoleniu. Raz na jakiś czas w oddziałach Fundacji organizujemy spotkania z psychologiem. To dla nas wsparcie oraz fachowa i niezależna opinia. Słysząc od specjalisty, że robią duże postępy, utwierdzamy się w przekonaniu, że obraliśmy dobry kierunek działań.

naszym celem jest sprawić, by osoby z niepełnosprawnością nabrały wiary w siebie i w swoje umiejętności


Na czym polega praca instruktora w Fundacji?

Małgorzata Rek, Siedlce: Z wykształcenia jestem plastykiem i jako instruktor grupy przekazuję naszym podopiecznym niezbędną wiedzę, dzięki której mogą rozwijać swoje umiejętności. Z tygodnia na tydzień można zauważyć u nich postępy w doborze kreski do klimatu obrazu, coraz lepsze próby stosowania perspektywy, ukazywanie ruchu w obrazie, czy w doborze barw. Pracownicy podczas zajęć z malarstwa często przelewają swoje emocje na płótno, co pomaga im w odreagowaniu złości czy stresu. To daje możliwość relaksu i wycisza. Dzięki aukcjom obrazów, wernisażom, plenerom pracownicy dowartościowują się, otrzymują pochwały, brawa, uznanie. Prace naszych podopiecznych zdobią korytarze hoteli Arche.

Anna Łęczycka, Siedlce: Pracuje z nami Edyta, która na początku została zatrudniona w pracowni krawieckiej. Kiedy potrzebowaliśmy pomocy w pracowni ceramicznej, również świetnie się sprawdziła. Fantastycznie lepi, cudownie widzi kształty. Kiedy brakowało nam rąk do pracy w pracowni malarskiej, bo otrzymaliśmy dużo zamówień, również pomyśleliśmy o Edycie. I choć na początku mieliśmy obawy, czy poradzi sobie w tej roli, zaskoczyła nas ponownie! Okazało się, maluje jak Van Gogh. Tak łączy kolory! Wystarczy choć trochę ją zainspirować, by mogła sama tworzyć piękne obrazy. Pewnego razu, będąc przejazdem w Warszawie, odwiedziliśmy na chwilę hotel przy ul. Puławskiej. Pokazałam jej wtedy, że obrazy które namalowała, zdobią ściany restauracji. Stała tam ze łzami w oczach. Ma 44 lata, ciężkie doświadczenia z poprzednich miejsc pracy i duży bagaż życiowy – teraz jest dumna, że obrazy z jej nazwiskiem wiszą w wielu hotelach w Polsce.

Naszym celem jest sprawić, by osoby z niepełnosprawnością nabrały wiary w siebie i w swoje umiejętności. Czasem dzwonią do nas ich rodzice, by przekazać, że świat ich dorosłych już dzieci, zmienił się o 180 stopni. Aktywnie uczestniczą w prowadzeniu domu oraz pomagają w codziennych obowiązkach, co wcześniej nie zawsze się zdarzało.

czuję się szczęśliwsza jak sobie pomaluję. Zapominam wtedy o chorobie, o lękach, o depresji


Co daje Ci praca w Fundacji?

Dorota Filipiuk, Siedlce: Bardzo mi się podoba, że się tu rozwijam. Malarstwo mnie odpręża. Czuję się bardziej zadowolona, szczęśliwsza jak sobie pomaluję. Zapominam wtedy o chorobie, o lękach, o depresji. Malowanie jest po prostu fajne. Po zajęciach wracam do domu zmęczona i śpiąca, jakby się człowiek w polu urobił. Ale  z dużą satysfakcją. Trzeba się nagimnastykować, namyśleć, nie jest to taka praca, że się robi coś mechanicznie. To jest wysiłek. Ostatnio malowałam konie szpachelką. Bardzo się spodobały. Zostały wysłane do hotelu w Janowie Podlaskim i szybko się tam sprzedały.